Cienie, Które Zabijają
# PROLOG Śmierć przyszła tej nocy bez dźwięku. Zegar na wieży starego ratusza wybił trzecią, gdy Marek Nowak zrozumiał, że nie jest sam. Mgła wpełzała do opuszczonej kamienicy jak żywa istota — ciężka, lepka, pulsująca. Nie powinna tu być. Okna były zamknięte od lat, szyby brudne i popękane, a mimo to zimny oddech nocy wślizgnął się do środka. Marek cofnął się o krok. Deski podłogi jęknęły, zdradzając jego obecność. Serce waliło mu w piersi tak głośno, że miał wrażenie, iż echo niesie się po pustych korytarzach. — Halo? — wyszeptał. Odpowiedziało mu tylko kapanie wody z pękniętej rury. Latarka w jego dłoni zamigotała. Snop światła zatańczył po obdrapanych ścianach, po śladach ognia sprzed lat, po drzwiach, które prowadziły donikąd. To miejsce miało złą reputację. Mówiono, że ginęli tu ludzie, ale nie było ciał. Znikali — jakby rozpływali się w powietrzu. Marek prychnął nerwowo. Nie wierzył w plotki. Przyszedł tu po pieniądze, po szybki łup, który miał rozwiązać jego problemy. Wtedy cie...