Dobrze. Kontynuujemy historię.---# **Rozdział IV – Marguerite**



Marguerite siedziała przy kuchennym stole, kiedy weszli. Przed nią stała filiżanka herbaty, już dawno wystygłej, a obok leżał otwarty zeszyt z listą spraw do załatwienia. Zawsze robiła listy. Porządkowały jej świat.

Podniosła wzrok i od razu wiedziała.

— Byliście w piwnicy — powiedziała spokojnie.

Gabrielle zatrzymała się w pół kroku. Antoine westchnął cicho.

— Skąd wiesz? — zapytał.

Marguerite zamknęła zeszyt.

— Bo macie ten sam wyraz twarzy, co ojciec, kiedy robił coś, czego nie chciał tłumaczyć.

Zapadła cisza. Przez okno wpadało popołudniowe światło, oświetlając kuchnię miękko i bezlitośnie zarazem. To było jedno z tych miejsc, gdzie nie dało się kłamać zbyt długo.

Gabrielle usiadła naprzeciwko siostry.

— Znalazłyśmy coś — zaczęła.

— Wiem — przerwała Marguerite. — Zawsze coś znajdujecie. A potem wszystko się komplikuje.

Antoine oparł się o blat kuchenny.

— To dotyczy Éloi.

Marguerite zesztywniała. Jej palce zacisnęły się na krawędzi stołu.

— Powiedziałam wam, żebyście zostawili to w spokoju.

— Dlaczego? — zapytała Gabrielle łagodnie. — Bo tak było łatwiej?

Marguerite wstała gwałtownie.

— Bo tak było bezpieczniej! — Jej głos zadrżał. — Nie rozumiesz? Ojciec całe życie pilnował, żeby to miejsce przetrwało. Żeby rodzina się nie rozpadła. A wy chcecie to wszystko rozgrzebać przez… zeszyt sprzed stu lat?

Gabrielle wyjęła notes Éloi i położyła go na stole.

— To nie jest tylko zeszyt.

Marguerite spojrzała na okładkę, jakby parzyła.

— Nie chcę wiedzieć — powiedziała cicho. — Naprawdę. Są rzeczy, które powinny zostać tam, gdzie są.

Antoine podszedł bliżej.

— A jeśli przez to Dolina cierpiała? — zapytał. — Jeśli ktoś świadomie zablokował coś, co mogło pomóc innym?

Marguerite odwróciła wzrok.

— A jeśli prawda zniszczy to, co jeszcze mamy?

Gabrielle wstała i podeszła do okna. Spojrzała na ogród, na wyschniętą ziemię pod starymi drzewami.

— Widzisz to? — zapytała. — Ta ziemia pamięta. My tylko udajemy, że nie.

Marguerite milczała długo. Kiedy w końcu się odezwała, jej głos był zmęczony.

— Ja tu zostałam — powiedziała. — Kiedy ty wyjechałaś, kiedy Antoine uczył się życia gdzie indziej. To ja dbałam o dom. O ludzi. O ciszę. I ta cisza była czasem jedyną rzeczą, która trzymała wszystko razem.

Gabrielle podeszła bliżej.

— A może trzymała wszystko w miejscu — powiedziała łagodnie. — Nawet wtedy, gdy powinno się ruszyć dalej.

Marguerite spojrzała na nią. W jej oczach nie było gniewu. Był strach.

— Jeśli to zrobicie — powiedziała — nie będę mogła was powstrzymać. Ale nie liczcie, że stanę obok.

Antoine skinął głową.

— Nie prosimy cię o to — odparł. — Jeszcze nie.

Marguerite wzięła filiżankę i w końcu napiła się herbaty, jakby ten drobny gest miał przywrócić normalność.

— Dom nie lubi zmian — powiedziała cicho. — Pamiętajcie o tym.

Kiedy wyszła z kuchni, Gabrielle poczuła ciężar jej słów.

To był pierwszy raz, gdy naprawdę zrozumiała cenę prawdy.

Nie płaciło się nią od razu.
Płaciło się nią stopniowo — w spojrzeniach, w ciszy, w pęknięciach, które długo pozostawały niewidoczne.

---

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BUTCH, HERO OF THE GALAXY.

diamond painting