Dobrze. Kontynuujemy.---# **Rozdział VI – Sprzeciw**



Wieść rozeszła się szybciej, niż Gabrielle się spodziewała. W Dolinie nic nie działo się nagle — wszystko dojrzewało powoli, w rozmowach prowadzonych przy studniach, na targu, przy płotach oddzielających pola. A jednak wystarczyło kilka dni, by nazwisko Beaumontów znów zaczęło krążyć w szeptach.

Spotkanie odbyło się w starej sali gminnej, budynku z grubymi murami i niskim sufitem. Gabrielle weszła razem z Antoinem. Marguerite nie przyszła.

Ludzie siedzieli w ławkach, niektórzy opierali się o ściany. Twarze były uważne, ale zamknięte. To nie była wrogość — raczej ostrożność tych, którzy nauczyli się nie ufać obietnicom.

— Dziękujemy, że przyszliście — zaczął Antoine. — Chcemy porozmawiać o projekcie, który…

— Projekcie sprzed stu lat — przerwał ktoś z tyłu sali.

Kilka osób skinęło głowami.

Gabrielle zrobiła krok do przodu.

— Sprzed stu lat, ale dotyczącym teraźniejszości — powiedziała spokojnie. — Wody w Dolinie ubywa. Wszyscy to widzimy.

— I co? — odezwała się starsza kobieta. — Mamy uwierzyć, że nagle wszystko się zmieni, bo Beaumontowie coś znaleźli w piwnicy?

Zapadła cisza.

Gabrielle poczuła ciężar spojrzeń. Wiedziała, że dla nich nie była powracającą córką Doliny, lecz kimś z zewnątrz. Kimś, kto wyjechał.

— Nie prosimy o wiarę — odpowiedziała. — Prosimy o możliwość pokazania, że to już kiedyś działało. I że może działać znowu.

Mężczyzna w roboczej kurtce wstał.

— A jeśli nie? — zapytał. — Kto zapłaci, gdy się nie uda? Kto weźmie odpowiedzialność?

Antoine nie zawahał się.

— My.

To słowo zawisło w powietrzu.

— Łatwo mówić — mruknął ktoś inny. — Wasza rodzina zawsze wychodziła z takich rzeczy cało.

Gabrielle poczuła ukłucie wstydu. Może mieli rację. Może Beaumontowie zbyt długo byli chronieni przez nazwisko i mury swojego domu.

— Właśnie dlatego to robimy — powiedziała. — Bo to nazwisko było kiedyś użyte, żeby coś zablokować. Teraz chcemy je użyć, żeby to naprawić.

Ktoś parsknął śmiechem. Ktoś inny odwrócił wzrok.

— Potrzebujemy czasu — odezwał się w końcu sołtys, mężczyzna o zmęczonych oczach. — I dowodów. Bez tego nikt nie zaryzykuje.

Antoine skinął głową.

— Dobrze — powiedział. — Pokażemy wam.

Kiedy wyszli na zewnątrz, słońce chyliło się ku zachodowi. Gabrielle poczuła, jak napięcie opuszcza ramiona, zostawiając po sobie zmęczenie.

— To było gorsze, niż myślałam — przyznała.

— I tak przyszli — odpowiedział Antoine. — To już coś.

Na schodach sali gminnej stała Marguerite.

— Wiedziałam, że tu będziesz — powiedziała, patrząc na Gabrielle.

— Przyszłaś nas zatrzymać?

Marguerite pokręciła głową.

— Przyszłam zobaczyć, jak wygląda początek końca — odpowiedziała cicho. — Albo początek czegoś nowego.

Spojrzała na Dolinę, na pola ciągnące się aż po horyzont.

— Jeśli to zrobicie — dodała — nie będzie już powrotu do ciszy.

Gabrielle skinęła głową.

— Wiem.

I po raz pierwszy Marguerite nie odwróciła wzroku.

---

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BUTCH, HERO OF THE GALAXY.

diamond painting