Droga do Doliny Jasnych Wzgórz
# **Rozdział I – Powrót**
zawsze była dłuższa, niż wskazywały mapy. Nie dlatego, że prowadziła okrężnie, lecz dlatego, że zmuszała do zwalniania. Zakręty pojawiały się nagle, a krajobraz domagał się uwagi — stare drzewa pochylone nad asfaltem, kamienne murki pamiętające inne czasy, pola rozciągające się aż po linię nieba.
Gabrielle Beaumont jechała wolno, niemal ostrożnie, jakby bała się, że zbyt szybki ruch mógłby spłoszyć wspomnienia. Otworzyła okno. Do wnętrza samochodu wdarł się chłodny zapach wilgotnej ziemi i trawy. Ten zapach znała. Zawsze był taki sam, niezależnie od pory roku.
Dolina przyjęła ją bez słów.
Kiedy minęła ostatni zakręt, zobaczyła dom.
Stał na lekkim wzniesieniu, dokładnie tam, gdzie zawsze — duży, kamienny, z jasną fasadą, która z czasem straciła swój blask, ale nie godność. Okna odbijały niebo, dach był ciemniejszy, niż go zapamiętała, a ogród… ogród wyglądał, jakby czekał. Nie zaniedbany, lecz uśpiony.
Zatrzymała samochód przy starej lipie i nie wysiadła od razu.
Patrzyła.
Dom Beaumontów nie był zwykłym domem. Był miejscem, które pamiętało więcej, niż chciało zdradzić. Przechowywał rozmowy niedokończone, spojrzenia urwane w pół zdania, decyzje, których nikt nigdy nie wypowiedział na głos.
Gabrielle poczuła znajome napięcie w klatce piersiowej. To samo uczucie towarzyszyło jej zawsze, gdy myślała o powrocie. Nie lęk — raczej świadomość, że nic nie będzie takie, jak było.
W końcu wysiadła.
Żwir zachrzęścił pod butami, dźwięk nienaturalnie głośny w popołudniowej ciszy. Drzwi domu były zamknięte, ale nie na klucz. Nigdy nie były. Jakby ktoś wierzył, że rodzina zawsze znajdzie drogę do środka — nawet po latach.
W holu powitał ją chłód i zapach starego drewna. Gabrielle zamknęła za sobą drzwi i przez chwilę stała nieruchomo, słuchając ciszy. Dom oddychał powoli, jakby dopiero teraz zauważył jej obecność.
— Wróciłaś — powiedział cichy głos.
Antoine stał w przejściu prowadzącym do salonu. Był wyższy, niż go zapamiętała, i wyraźnie starszy. Czas zaznaczył się na jego twarzy, ale spojrzenie pozostało to samo — uważne, spokojne, czujne.
— Na chwilę — odpowiedziała, choć oboje wiedzieli, że to nieprawda.
Antoine skinął głową, jakby nie chciał jej poprawiać.
— Dom długo czekał.
Gabrielle spojrzała w głąb korytarza, gdzie schody prowadziły na piętro, do pokoi pełnych dawnych dni. Poczuła nagle, że ten powrót nie był decyzją, lecz koniecznością.
Nie wraca się do domu, żeby odpocząć.
Wraca się, żeby coś domknąć.
I choć jeszcze nie wiedziała co, miała pewność, że Dolina nie pozwoli jej odejść, dopóki nie pozna prawdy.
---
Komentarze
Prześlij komentarz