Świetnie. Oto **Rozdział VIII – Nowy świt**, czyli finał powieści.---



# **Rozdział VIII – Nowy świt**

Poranek w Dolinie Jasnych Wzgórz był jasny i spokojny, jakby sam czas zatrzymał się, by przyglądać się efektom ich pracy. Gabrielle stanęła na wzgórzu, gdzie kilka dni wcześniej po raz pierwszy popłynęła woda w odtworzonym kanale Éloi.

Pod jej stopami ziemia była wilgotna, pachnąca świeżością i życiem. Ptaki budziły się do lotu, a wiatr niósł ze sobą zapach pól, rzeki i lasu. To był moment, który Gabrielle i Antoine wyczekiwali od tygodni — od lat, nawet, jeśli liczyć czas zapisany w notatkach przodka.

— Spójrz — powiedział Antoine, wskazując dolinę, gdzie woda spływała nowymi kanałami do najmniejszych farm. — Każde miejsce, które kiedyś było suche… teraz dostaje życie.

Marguerite stała obok, w milczeniu, obserwując rozlewające się pasy wody. Jej oczy błyszczały, ale nie łzami. To było uznanie, spokój i coś, co trudno nazwać słowami.

— Wygląda na to, że projekt Éloi naprawdę miał sens — powiedziała cicho.

Gabrielle przyglądała się Dolinie, której mieszkańcy zaczynali wychodzić na pola, sprawdzając wodę w swoich kanałach, podlewając pierwsze rośliny, ciesząc się tym, co dawniej wydawało się niemożliwe.

— Nie chodzi tylko o wodę — odparła Gabrielle. — Chodzi o to, że przeszłość nie musi być ciężarem. Może stać się fundamentem.

Antoine objął ją ramieniem.

— Przeszłość była tylko przewodnikiem. Teraz przyszłość należy do nas wszystkich.

Marguerite spojrzała na dom Beaumontów, który w oddali stał nieruchomo, niemal niewzruszony, a jednak żywy dzięki tym, którzy zdecydowali się wrócić i działać.

— Dom nadal jest domem — powiedziała w końcu. — Ale teraz Dolina też może oddychać.

Gabrielle zamknęła oczy. Czuła wiatr na twarzy, słyszała szum wody, odległe rozmowy mieszkańców, kroki dzieci biegnących wzdłuż kanałów. Wszystko to tworzyło symfonię życia, które powoli, konsekwentnie powracało.

Nie było wielkiego triumfu, nie było przemowy ani nagłych oklasków. Była jedynie cisza, w której każdy dźwięk był ważny, a każdy gest miał znaczenie.

— To dopiero początek — powiedziała Gabrielle do siebie. — Ale w końcu jesteśmy na właściwej drodze.

Słońce wzeszło wyżej, rozlewało światło po Dolinie i domu Beaumontów, odbijając się w kanałach jak tysiące drobnych, srebrnych ścieżek. Gabrielle spojrzała raz jeszcze na dom i poczuła, że historia, którą zaczęła, znalazła swój spokój.

Nie wszystko zostało naprawione. Nie wszystkie rany się zabliźniły.
Ale czasem wystarczy pierwszy promień nowego dnia, by wiedzieć, że warto iść dalej.

I Dolina Jasnych Wzgórz oddychała nowym życiem.

--

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

BUTCH, HERO OF THE GALAXY.

diamond painting